Film głośno promowany chyba od roku. Wielka kampania reklamowa. Wszyscy kinomaniacy czekali z niecierpliwością. Jak to możliwe, że coś takiego okazuje się klapą? Do tego należy dodać, że twórcą filmu jest nie kto inny, jak Ridley Scott. Ten Ridley Scott.
Tym razem do kina wybrałem się z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie zdarza się to często, jednakże Prometeusz Ridleya Scotta, na długo przed wejście do multipleksów był dla mnie pozycją obowiązkową wśród tytułów, z którymi warto zapoznać się nie w domowym zaciszu, a na dużym ekranie, w dodatku w 3D. Choć na kilka dni przed seansem, zdążyłem się już naczytać niepochlebnym opinii na temat dzieła od kilku znajomych to w głębi serca wierzyłem, że w moim przypadku będzie inaczej. Jako fan serii Obcego i silny zwolennik dobrego kina s-f byłem nieugięty. Dodatkowo, takie pozycje reżysera jak kultowy już Blade Runner, Gladiator czy Helikopter w Ogniu podtrzymywały moją nadzieję w to, że i tym razem się nie zawiodę. Również oceny na IMDB były stosunkowo przychylne (7,6/10), choć nie tak rewelacyjne jakbym się początkowo mógł spodziewać. Całości mojej wiary w triumf Prometeusza dopełniła kapitalna ścieżka dźwiękowa, której słuchałem już na kilka dni przed spektaklem i równie dobry, trzymający w napięciu zwiastun, krążący od dawna po sieci.
"W dolinie Elah" ("In the Valley of Elah") to kolejny film poruszający bardzo delikatny temat, jakim jest wojna w Iraku. Reżyser i zarazem scenarzysta tej produkcji to znakomity Paul Haggis, odpowiadający wcześniej za scenariusze do takich filmów jak "Sztandar Chwały" ("Flags of Our Fathers"), "Listy z Iwo Jimy" ("Letters from Iwo Jima") czy "Miasto Gniewu" ("Crash"). Jak widać facet zna się na swojej robocie, a tematyka wojenna nie jest mu obca. Nie zdziwił mnie zatem fakt, że "W Dolinie Elah" dostał nominację do Oscara w 2008 roku w kategorii "najlepszy aktor pierwszoplanowy".
W roku 2009, w polskich kinach zostało wydanych wiele filmów ukazujących koniec świata. Jedne były bardziej, drugie mniej realistyczne, ale wszystkie łączyło jedno - podobny przebieg wydarzeń. Następuje klęska na Ziemi , ludzie próbują się ratować i przetrwać ciężkie czasy, tylko jest jeden minus tych wszystkich filmów - są mało realistyczne. Oglądając "2012" byłam w szoku jak można z łatwością manewrować dużym samolotem pomiędzy walącymi się wieżowcami, lub w doskonały sposób uciekać przed rozstępująca się ziemią w pięknej limuzynie. Dlatego sceptycznie podchodzę do wszystkich produkcji tego typu.