Jestem o tym przekonany, że widzowie, którzy obejrzeli "Ink" podzielą się na dwa obozy i to jeszcze zanim dotrą do końcowych liter z obsadą filmu. Możliwe, że trafią się jakieś jednostki, które ocenią film na "średni", jednak zdecydowana większość opowie się albo za filmem wspaniałym, albo za totalnym kiczem.
Ja jako widz znudzony schematami i hollywoodzką impotencją na produkowanie zaskakujących filmów, jestem jak najbardziej w obozie rebeliantów czyli tych głosujących za "filmem wspaniałym".
Nie marzyło mi się, że w tym roku zostanę jeszcze tak pozytywnie zaskoczony. Cieszę się, że w ogóle film wpadł w moje łapska, gdyż światowa premiera odbyła się na początku 2009 roku, a Polska nie nastąpiła nigdy. Dlaczego?